Piękna jest ta Uroczystość Bożego Ciała!
To jest ten jeden z nielicznych momentów w ciągu roku, kiedy to nie my jesteśmy
gośćmi Boga, a mamy być gospodarzami dla Niego. Zazwyczaj, co niedzielę,
"odwiedzamy Jezusa w Jego domu", ale tym razem coroczna procesja
(trochę jak podczas kolędy, ale w innym wymiarze) może odwrócić ten porządek.
To jest ten czas, gdy możemy Mu pokazać: "O, tak mieszkamy, tam jest
podwórko, a tam nasze dzieci chodzą do szkoły". Nie to, żeby On o tym nie
wiedział, ale Jezus daje nam przestrzeń do takiej rozmowy, aby nawiązać jeszcze
bliższe z nami relacje.
Urzeka mnie to, że mimo wszystko nadal
jest całkiem sporo ludzi, którzy przyznają się do wiary. Może i nie są co
tydzień na Mszy, może i nie rozróżniają kucania od klęczenia, może nie znają
Dekalogu na pamięć - ale jednak do tego święta jakoś ich ciągnie, może jakoś
podświadomie chcą uczestniczyć w tym ważnym wydarzeniu.
No i pokazać się innym :) Jednak nie bagatelizowałbym tego. Bo i cóż z tego, że pani Grażynka pokaże nową kieckę przed całą wsią, a pan Zdzisław powie panu Heńkowi o nowym samochodzie? Mogliby przecież to robić codziennie w różnych innych miejscach - w sklepie, w pracy, w garażu. A jednak ubrali się odświętnie, przyszli, przetrzymują skwar czerwcowego nieba. Są. I pokazują innym, że są.
A czy nie o to właśnie chodzi w tym
święcie? Aby przyznać się do wiary w realną obecność Chrystusa w Eucharystii? Wierzę
i ufam głęboko, że ta obecność będzie nam pamiętana na naszym sądzie.
Za: Z pamiętnika wiejskiego katechety
fot. Monika Makarska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz